Drodzy, Czytam Was od kilku dni i jestem pod wrażeniem jak silną grupa wsparcia jesteście. Trafiłam tutaj z oczywistego powodu. Moje małżeństwo jest w kryzysie a czasem nawet myślę, że kryzys trwa od ślubu czyli od 8 lat. Dużym problemem jest brak swobodnej komunikacji z moim mężem (czytałam tutaj wątki o podobnych problemach, dużo mi to pomogło). Kryzys prędzej czy później dopadnie każdy związek. Niezależnie od tego, czy jesteście ze sobą kilka lat czy macie kilkudziesięcioletni staż i w Waszej relacji będą pojawiać się momenty zwrotne, bo tym właśnie jest kryzys. Od Waszej postawy ostatecznie będzie zależeć, czy wyjdziecie z nich obronną ręką. Co może być źródłem kryzysu w małżeństwie oraz jak i czy w ogóle da się uratować małżeństwo po kryzysie? Rodzaje kryzysów Słowo „kryzys” pochodzi od greckiego określenia „krino”, które oznacza „punkt zwrotny, przełomowy; moment rozstrzygający; jakościową zmianę układu lub w układzie”. Najkrócej rzecz ujmując, kryzys jest nie tylko trudnością, zagrożeniem czy walką, ale także szansą na to, że wreszcie coś, co nam utrudniało życie, zmieni się na lepsze. W kontekście kryzysów małżeńskich warto zwrócić uwagę na trzy typy kryzysów, zależnych od miejsca usytuowania przyczyny: kryzys małżeństwa wywołany kryzysami indywidualnymi osób tworzących małżeństwo, kryzys wynikający z dynamicznego charakteru małżeństwa, kryzys wywołany zaburzeniem relacji zewnętrznych małżeństwa. Inny znany podział kryzysów w małżeństwie, niejako koresponduje z powyższymi i dzieli je następująco: kryzys w pierwszych 3 latach małżeństwa – to pierwszy kryzys, z którym borykają się młodzi małżonkowie. Nagle do głosu zaczyna dochodzić codzienna rutyna, partnerzy odkrywają, że druga osoba nie jest taka, jak sobie ją wyobrażaliśmy. To, co do tej pory nam nie przeszkadzało, np. pewne wypowiedzi czy styl bycia męża czy żony, teraz staje się powodem napięć. kryzys w związku przez pojawienie się pierwszego dziecka oraz kolejnych – dla każdego świeżo upieczonego rodzica, pojawienie się dziecka wiąże się z emocjami. Kryzys dotyka zwłaszcza tych związków, które nie planowały potomstwa. Dziecko zupełnie zależne od opiekunów, potrzebuje ich całkowitej troski i oddania, przez co wiele osób musi swoje plany zawodowe czy pasje przesunąć na drugi plan. Gdy odpowiedzialność za wychowanie dzieci jest przenoszona tylko na jedną osobę, może dojść do jeszcze większego kryzysu. kryzys z powodu niemożności posiadania dzieci lub rozbieżności zdań związanych z posiadaniem potomstwa – nierzadko trudności z zajściem w ciążę partnerki, mogą być przyczyną pojawienia się problemów w małżeństwie. Niestety, wielu partnerów ma także rozbieżne zdania związane z posiadaniem potomstwa, a mimo to wiąże się na stałe z osobami, które mają inne spojrzenie na ten temat. W takim związku jedna i druga osoba może czuć się nieszczęśliwa. W kwestii chęci posiadania lub nieposiadania dziecka nie ma miejsca na kompromis i osoby decydujące się na małżeństwo powinny być tu raczej jednomyślne, to zaoszczędzi im wiele bólu w przyszłości. kryzys z powodu straty – mogą to być problemy finansowe, utrata domu z powodu niespłaconego kredytu czy kwestie związane ze śmiercią dziecka. kryzys z powodu emigracji – jeżeli małżeństwo żyje na odległość, ponieważ jedna osoba w związku np. pracuje lub studiuje za granicą albo para żyje na odległość może to powodować problemy, ponieważ obie strony czują, że nie ma męża czy żony przy nich na co dzień. Pojawiają się przez to problemy z komunikacją czy nawet brak tematów do rozmów w związku. kryzys wieku średniego w małżeństwie – praktycznie każda osoba w wieku średnim może przeżywać tego rodzaju kryzys. Uświadamia sobie, że w zasadzie pół życia ma najprawdopodobniej za sobą. Pojawiają się niezaspokojone potrzeby oraz przypominają o sobie niezrealizowane marzenia. Tym bardziej, że dzieci są już na tyle duże, że mogą już same zająć się sobą i wolny czas można teraz poświęcić sobie, pojawia się chęć porównywania dotychczasowych osiągnięć czy testowanie, na ile jesteśmy atrakcyjni dla innych osób. kryzys wywołany opuszczeniem rodziny przez dziecko – gdy dzieci dorastają, zaczynają się usamodzielniać, naturalnym etapem jest ich wyprowadzka. Dla wielu rodziców to trudny czas, pojawia się kryzys pustego gniazda, gdy mąż i żona odkrywają, że nie mają wspólnych tematów oprócz opieki nad dziećmi. Niektóre kobiety zauważają wówczas, że: „mąż ze mną nie rozmawia”, mężczyźni również czują się opuszczeni przez żony, odczuwają oni, że pojawia się milczenie w związku albo długie kłótnie. kryzys w związku ze zdradą – niejednokrotnie zdrada może być zarówno przyczyną wystąpienia kryzysu, jak i jedną z jego oznak, tzn. od dawna działo się źle pomiędzy małżonkami, ale żaden nie powiedział tego głośno i sposobem na rozładowanie złych emocji była zdrada, której oczywiście nie można usprawiedliwiać problemami w małżeństwie. Bez wątpienia jednak niektóre osoby mogą tak uciekać od rozwiązania trudności. Przyczyny kryzysu w małżeństwie (oznaki) Kryzys w małżeństwie nie pojawia się nagle. Zwykle przez wiele miesięcy druga osoba może wysyłać nam sygnały, że coś jest nie tak. Oznaki kryzysu pojawiają się na poziomie psychologicznym, kiedy partner obwinia o wszystko, występują ciągłe kłótnie w związku, a także emocjonalnym, gdy brak bliskości w związku. Tego rodzaju trudności mogą skutkować brakiem seksu w związku. Co więcej, rezygnacja ze współżycia sama w sobie może być również oznaką, że w konkretnym małżeństwie nie dzieje się dobrze. Małżonkowie nierzadko w czasie kryzysu uciekają w hobby czy w pracę. Rzadziej bywają w domu, chcąc uniknąć konfrontacji z drugą osobą. Mają trudności w nawiązaniu rozmowy lub są przekonani, że tylko ich pomysł na rozwiązanie problemu jest konstruktywny. Natomiast propozycje drugiej strony są, delikatnie mówiąc, nietrafione. Czy to brak miłości w małżeństwie, a może po prostu kryzys? Niekiedy może on objawiać się także poczuciem nudy, wypalenia. Małżeństwem w kryzysie może być także taki związek bez kłótni. Obie strony wolą wycofać się do swojego świata, ponieważ wiedzą, że nie dogadają się z partnerem. Brak kłótni może wskazywać też, że drugiemu człowiekowi nie zależy już na współmałżonku. Chodzi tu oczywiście o konstruktywną kłótnię, a nie atakowanie bliskiej osoby. Należy pamiętać, że złość, niechęć, pretensje wobec partnera nie są nigdy wytłumaczeniem dla przemocy psychicznej, fizycznej czy ekonomicznej. Brak szacunku w związku może spowodować jedynie zaostrzenie konfliktu. Ratowanie i naprawa małżeństwa po kryzysie – możliwe rozwiązania Jak ratować małżeństwo po kryzysie? Najpierw trzeba zażegnać konflikt, a więc porozmawiać bez emocji o tym, co było przyczyną kryzysu, a następnie ustalić, jak dojrzali ludzie sposoby wyjścia z tego rodzaju trudności. Ciągłe powtarzanie starych utartych sposobów działania, może co najwyżej doprowadzić do rozstania. Nie wiesz, jak naprawić małżeństwo? Partnerzy muszą poczuć się wzajemnie odpowiedzialni za związek. Warto także skorzystać z pomocy terapeuty par, który doradzi, co można zrobić, by zażegnać kryzys. Brak czułości w małżeństwie czy trudności z rozmową można zażegnać, gdy obie strony chcą walczyć o siebie. Kiedy nie warto ratować małżeństwa? Jest kilka takich sytuacji, które wskazują na rozpad małżeństwa oznaki mogą być mniej lub bardziej subtelne. Przede wszystkim, gdy jedna albo dwie osoby nie chcą dojść do porozumienia, gdy np. dawna zdrada jest tak bolesna, że wraca przy okazji mniejszych problemów i pojawia się myśl „nie mogę patrzeć na męża lub żonę”, gdy małżonek zachowuje się w sposób poniżający drugą osobę, stosuje przemoc fizyczną lub psychiczną albo nieustannie oszukuje. Nierzadko kryzys może być po prostu etapem rozpadu związku, którego nie da się już zatrzymać. Czasem dochodzimy do takiego momentu w małżeństwie, gdy czujemy, że już nam nie po drodze z drugą osobą. Rozmijamy się w planach, marzeniach, przestajemy kochać i to chyba jest dobry moment, by pozwolić – chociażby w imię dobrze spędzonych lat – być drugiej osobie szczęśliwą. Być może chwilowe rozstanie sprawi, że zatęsknimy za byłym mężem lub byłą żoną i wówczas damy sobie jeszcze jedną szansę. Tylko szczerość, szacunek i empatia mogą zapewnić małżeństwu przetrwanie. Należy jednak pamiętać, by nie skreślać związku tylko dlatego, że weszliśmy właśnie w fazę kryzysu. Rozstanie powinno być ostatecznym rozwiązaniem, gdy inne zawodzą, a my nadal czujemy się nieszczęśliwi i przytłoczeni. Kryzys daje szansę na zbudowanie lepszego związku, warto skorzystać z tej możliwości. Bibliografia: M. Braun-Gałkowska, Psychospołeczne uwarunkowania powodzenia małżeństwa, Roczniki nauk społecznych, Tom 4, W. Szewczyk, Terapia małżonków zagrożonych kryzysem według modelu „pięciu kroków” K. Węgłowska-Rzepa, „Przetrwać razem” – małżeństwo z perspektywy analitycznej K. Wojaczek, Małżeństwo w kryzysie?, Sympozjum Rok XIV 2010, nr 1(19), s. 133-153, Konflikty w małżeństwie rodziców – odpowiada Mgr Agata Hensoldt-Jankowska Jak leczyć lęki w małżeństwie? – odpowiada Mgr Justyna Piątkowska Spotykanie się z byłym kochankiem a kryzys w małżeństwie – odpowiada Mgr Magdalena Brabec

Pokonywanie trudności w małżeństwie i rodzinie. Ks. Marek Dziewiecki Książka ks. Marka Dziewieckiego składa się z siedmiu rozdziałów. W rozdziale pierwszym autor opisuje Boży zamysł w odniesieniu do małżeństwa i rodziny. Rozdział drugi to opis pierwszych znaków, które świadczą o tym, że zaczyna się kryzys. Te pierwsze znaki to zaniedbywanie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej oraz oddalanie się małżonków od Boga. Rozdział trzeci dotyczy skrajnych form kryzysu w małżeństwie i rodzinie. Należą do nich uzależnienia i związana z nimi przemoc, zdrady małżeńskie, odejście małżonka i rozwody. Kolejny rozdział poświęcony jest warunkom wychodzenia z kryzysu. Punktem zwrotnym jest uznanie prawdy przez tych, którzy pobłądzili. Rozdział piąty dotyczy zamykania bolesnej przeszłości. Podstawowe warunki to pojednanie z Bogiem, z samym sobą i z osobami skrzywdzonymi. Warunkiem dobrej teraźniejszości jest także nawrócenie, czyli wierna i ofiarna miłość tu i teraz. Temu zagadnieniu poświęcony jest rozdział szósty. Ostatni, siódmy rozdział, to odpowiedzi na pytania uczestników rekolekcji, które kilka miesięcy wcześniej ks. M. Dziewiecki poprowadził dla wspólnot „Sychar” z całej Polski. Główne przesłanie, na którym opiera się omawiana publikacja, to fakt, że kryzys małżonków nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy dochodzi do przemocy, uzależnień czy zdrad. Kryzys i cierpienie zaczyna się już wtedy, gdy małżonkowie przestają okazywać sobie miłość, gdy zaniedbują wychowanie dzieci lub gdy oddalają się od Boga. Niniejsza książka pomaga szukać rozwiązań prawdziwych, a nie rozwiązań, które na krótką metę wydają się łatwe i proste, a które w rzeczywistości powiększają jedynie skalę krzywd i cierpienia małżonków, rodziców czy ich dzieci. Niniejsza książka stanowi praktyczną pomoc nie tylko dla małżonków i rodziców, którzy przeżywają kryzys. To także podręcznik dojrzałego okazywania miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Autor podkreśla bowiem, że najlepszym sposobem pokonywania kryzysu jest uczynienie wszystkiego, by do kryzysu nie doszło. Prezentowana publikacja jest cenna dla narzeczonych, dla księży i świeckich pracujących w duszpasterstwie rodzin i w poradnictwie małżeńskich. Jest też kopalnią materiału dla katechetów, gdyż pomaga ukazywać katechizowanym – w sposób przystępny, konkretny i precyzyjny – Bożą wizję małżeństwa i rodziny oraz zasady pokonywania kryzysów w rodzinie w sposób zgodny ze złożoną przysięgą małżeńską. Pomóż świadczyć - Poleć znajomym!

Rozwód. Decyzja o rozwodzie z powodu braku intymności lub skutków małżeństwa bezpłciowego jednego z małżonków, która zdecydowała się na niewierność, jest po prostu smutna. Może to być ostateczna konsekwencja, gdy w małżeństwie nie ma zażyłości. Brak intymności może, jeśli seksualnie, fizycznie, a nawet emocjonalnie

Na początku małżeństwa nawet drobne różnice zdań nie przeszkadzają prawdziwej miłości i wzajemnej fascynacji. Gdy dopada nas proza codziennego życia, a różowe okulary przesłoni szarość codziennych dni- ekscytacja opada i zaczynamy dostrzegać, że coś się zmieniło. To co kiedyś nam się w nim tak podobało- zaczyna nas drażnić. W drastycznych przypadkach on się zmienia. Widzimy, że np. woli spotkania z kolegami, zbyt dużo pije, słucha we wszystkim swojej mamy, nie interesuje się domem albo okazał się pracoholikiem. To są chociaż konkretne powody- na które możesz zrzucić oznaki pojawienia się kryzysu. Co jednak jeśli on jest pracowity, interesuje się domem, jest dobrym ojcem, nie ma nałogów, nie bije, nie krzyczy, nie ogląda się za innymi kobietami, nie zdradza? Wszystko jest niby w porządku, ale czujesz że coś się zmieniło. Chodzi o małe słówko ”niby”. Myślisz, że w tobie. Może nawet czujesz się winna? Bo przecież on się stara. Ty za to tracisz siły i jesteś coraz bardziej obojętna. Nie rozmawiacie tak często jak kiedyś, nie potraficie siedzieć godzinami i patrzeć sobie w oczy, właściwie wcale sobie nie patrzycie w oczy i jakoś rzadziej, albo wcale, razem wychodzicie. Sfera seksualna nie istnieje, bo nie masz żadnej ochoty na seks. Monika teoretycznie nie miała powodu, żeby się rozwieść. Mąż się starał i ją kochał. Wiedziała o tym. Jednak Monika była coraz słabsza i wyczerpana, straciła chęć do życia. Ja już dalej tak nie mogę- mówiła. Wracam do domu, patrzę na niego i zaczynam się dusić. Jeśli czegoś nie zrobię, to uduszę się w tym związku. Z zewnątrz wszystko wygląda idealnie. Wszyscy znajomi i sąsiedzi myślą, że masz wzorową rodzinę. To dlaczego ty się nie potrafisz tym cieszyć? I jakoś nie umiesz docenić tego co masz... Czy na pewno jesteś normalna? I co z tobą nie tak? Znasz takie sytuacje? Pewnie tak. Po kilkunastu latach małżeństwa- wbrew pozorom są dość częste. Wcale nie jesteś nienormalna, nie jesteś też wyjątkiem. Życie. Szara codzienność. Jak zwał– tak zwał. To kryzys– czytasz sobie w poradnikach. Dlaczego pojawia się kryzys w małżeństwie? O małżeństwo trzeba dbać. Gdy przychodzą trudności i proza dnia codziennego, przestajemy zwracać uwagę na siebie i koncentrujemy się na sprawach materialnych, często na dzieciach. Jak poznać, że w małżeństwie zaczyna się, czy trwa już kryzys? Czy lepiej sobie uświadomić, że coś się zawaliło i próbować to naprawiać, czy lepiej biernie czekać mając nadzieję, że „samo się ułoży”? Otóż takie konflikty same się nie rozwiązują, ale samo ich uświadomienie, że są i ochota na ich naprawienie”- już dużo dają. Przeważnie kryzys odczuwamy jako brak bliskości. Zauważamy, że tak silne kiedyś więzi- coś zablokowało, albo nawet przecięło. Czujesz, że małżeństwo cię ogranicza, po prostu dusisz się. Masz ochotę wyjechać daleko, jak najdalej... Zmienić swoje życie. Ale oczywiście powstrzymują cię dzieci. Aż w końcu zaczynasz myśleć, że może... już go nie kochasz. Jesteś przerażona. Gdy napomkniesz o rozstaniu- on nie chce o tym słyszeć. Może grozić, że nie odda dzieci, że nie wyobraża sobie życia bez ciebie i jak odejdziesz to się zabije. To szantaż emocjonalny i nie można dać się w niego wciągnąć. Jednak większość kobiet w takiej sytuacji zaczyna wątpić, daje sobie spokój. Nie chcą walczyć o dzieci, a tym bardziej mieć „na sumieniu” jego życie. Co zrobić? Nie widzisz wyjścia z tej sytuacji. Tkwisz w niej, powoli umierasz, bo coraz mniej ci się chce. Miewasz zmienne humory. Starasz opanować emocje, ale gdy tylko jesteś sama, albo bierzesz prysznic to płaczesz, płaczesz, płaczesz. Czujesz coraz większą pustkę, która paraliżuje i której nic nie może zapełnić. Powoli przestaje cię interesować dom. Nie lubisz nawet tam wracać. Psychologowie mówią o kryzysie małżeńskim, który pojawia się pierwszy raz po ok. 5 latach małżeństwa. Oznaki kryzysu w małżeństwie Istnieje wiele symptomów sygnalizujących małżeński kryzys. Jak je rozpoznać? Rzadki, albo nawet całkowity brak seksu. Przeważnie to kobieta nie chce kontaktu. On w zasadzie może uprawiać seks bez poczucia bliskości i całkowitego zrozumienia, ale ty nie możesz się zmusić. Jak masz mieć ochotę na seks, skoro nie czujesz bliskości? Początkowo on nalega i próbuje wymusić seks, a potem jeśli kocha- to zgadza się na taką sytuację. Tylko zawsze do czasu. W końcu ci to dosadnie wypomni, albo zaliczy „skok w bok”. Brak czułości. Nie całujecie się i nie przytulacie za często, albo nawet wcale. Bo on przestał cię pociągać fizycznie. Może przestał dbać o siebie. Pewnie myśli, że już nie musi się starać. Zgania to na brak czasu. Niestety wszystko dostrzegasz, bo różowe okulary spadły i widać już tylko szarą rzeczywistość. Przestało ci zależeć na jego opinii. Nie zależy ci na tym co on sobie pomyśli o tobie, czy o tym co robisz. W zasadzie jest ci wszystko jedno. On przestał mieć ciekawe zainteresowania. Dodatkowo nie ma żadnych nowych pasji. Nie rozwija się. Masz wrażenie, że emocjonalnie utknął gdzieś na etapie 20 latka. A ty czujesz się inaczej i 40 latek o cechach 20 latka już cię nie pociąga. Wprawdzie jeśli cię skrytykuje– to zaboli, bo nikt nie lubi być krytykowany. Ale nie zależy ci na tym, żeby zyskać jego podziw, czy akceptację w tym co robisz. Nie masz ochoty na wspólne wyjścia. Tak naprawdę wolisz iść z koleżanką, ze znajomymi, niż z nim. Z nim jest bowiem przewidywalnie i nudno. Poza tym siedząc z nim myślisz o domu, on cały czas rozmawia o praktycznych rzeczach, o domu albo o pracy. Co jeszcze trzeba zrobić, co ogarnąć, co z dziećmi. A Ty zwyczajnie się z nim nudzisz. Nawet kino odpada, bo okazało się, że on woli inne filmy niż ty. A na niektórych potrafi nawet zasnąć. Wprawdzie na początku znajomości ci to nie przeszkadzało, ale teraz zaczęło cię strasznie denerwować. Przestałaś być o niego zazdrosna. A kiedyś byłaś. Wprawdzie jeśli traktujesz współmałżonka jak własność (on jest moim mężem/ ona jest moją żoną) to zazdrość może się pojawiać, ale na zasadzie „to jest moje- nie oddam innym swojej zabawki”, nie pozwolę zrobić z siebie idiotki, która da się zdradzać. Natomiast na płaszczyźnie uczuciowej, w ogóle cię tak naprawdę nie obchodzi, że on może się z kimś spotkać, czy flirtować. Sama też masz na to czasami ochotę. Od dawna nie widziałaś zachwytu w jego oczach i nie słyszałaś komplementów. Narzekasz na niego innym. Pół biedy jeśli narzekasz zaufanej przyjaciółce i wiesz, że ona mu nie powtórzy. Jednak kobiety często krytykują i narzekają na mężów przy nich. Myślą że on w ten sposób się zmieni i opamięta. Nic bardziej mylnego. Przeważnie on się wkurzy i obrazi na ciebie. Zranisz męską dumę, która kocha być chwalona. Trudno, zasłużył sobie na to– myślisz. Przecież nie przesadzasz i mówisz tylko szczerą prawdę. Pamiętaj- to tylko twój punkt widzenia. On z pewnością widzi to inaczej. Ile osób- tyle różnych obrazów i subiektywnych ocen sytuacji. Nie ufasz mu tak jak kiedyś. Masz wrażenie, że nie mówi ci wszystkiego. Często jest zamyślony. Wiesz, że cię nie zdradza, bo nie ma nawet kiedy. Poza tym nie pilnuje komórki. Ale jest często nieobecny myślami, że nie masz pojęcia o czym on tak rozmyśla. Może coś planuje, może coś ma na sumieniu, ale nie chce ci o tym powiedzieć. A kiedyś mówiliście sobie wszystko. Czujesz jakbyś mieszkała z obcym człowiekiem. Wprawdzie wszystko o nim wiesz, ale emocjonalnie czujesz chłód, którego nie można nie zauważyć. Śpicie w jednym łóżku, ale osobno. Każde z was ma nawet swoją kołdrę. Zasypiacie i budzicie się więc osobno. Jakoś nie masz siły i nawet ochoty się do niego przytulić. A kiedyś nie wyobrażałaś sobie nocy bez wtulenia się w niego. Przestaliście mieć wspólne osobiste tematy do rozmów i właściwie to rozmawiacie już tylko o przyziemnych sprawach. To symptom prozy dnia codziennego, kiedy sprawy formalne i materialne biorą przewagę nad tymi duchowymi. Rozmowy ograniczacie do listy zakupów, dyskusji o dzieciach i zdawkowej relacji o zdarzeniach w pracy. Nie mówicie o tym co czujecie, że jesteście smutni, że coś was ucieszyło, co wam się spodobało. Po co, jak on i tak cię nie rozumie... Jeśli zaobserwowałaś w swoim małżeństwie którąś z powyższych sytuacji to prawdopodobnie w twoim związku zagościł już kryzys. Spokojnie zastanów się: Czy kochasz męża i chcesz z nim być ?lub Czy męża nie kochasz, ale jesteś z nim dla dobra swoich dzieci, czy może chcesz być z mężem, bo zapewnia ci utrzymanie, czy chcesz być z mężem, bo boisz się być samotna? Te powody mogą się łączyć ze sobą. Zawsze podejmij próbę rozwiązania kryzysu Jeśli myślisz, że go nie kochasz, zastanów się dlaczego tak uważasz. Miłość to nie tylko „motylki w brzuchu”, ale również stan złości i zniechęcenia. I można sobie radzić z tymi uczuciami. W każdym razie warto spróbować. Chociaż czasami prościej „pójść na łatwiznę”, czyli zaangażować się w inny związek i zauroczyć obcym mężczyzną niż podejmować wysiłek. Ale dojrzałość nie polega na porzucaniu problemów, ale próbach ich rozwiązania.

Słowa w związku mają duże znaczenie. Kiedy ze sobą rozmawiamy, nie chodzi nam tylko o wymienianie się informacjami. Chodzi o przekazywanie swoich emocji i dzielenie się nimi z drugą osobą. Dzięki rozmowom możemy pokazać partnerowi nasz sposób widzenia świata. Kiedy takich rozmów brakuje, czujecie się w związku bardzo osamotnieni.

- Kryzys w małżeństwie zaczyna się już wtedy, kiedy przestajemy sobie nawzajem okazywać miłość - podkreśla ks. dr Marek Dziewiecki. >> TUTAJ posłuchaj całej audycji Duchowny w Radiu Em podpowiedział słuchaczom, jak odpowiednio wcześnie rozpoznać, że dzieje się coś złego między malżonkami. Podkreślał, że kryzys nie zaczyna się wtedy, kiedy druga osoba nas krzywdzi. Mówił: "już wtedy kiedy [współmałżonek - mi nie okazuje miłości przez to, że ma dla mnie czas, że mi służy od rana do wieczora, że mi okazuje czułość, cierpliwość i tysiące znaków potwierdzających, że jest obok mnie i ze mną i dzieli mój los". Za drugą oznakę uważa zaniedbanie wychowania dzieci. Zwraca uwagę na to, że to przyczynia się do kryzysu w całej rodzinie. Zaznacza: "niewychowane dzieci zaczną być ciężarem dla samych siebie, ciężarem dla rodziców i rodzice też zaczną ze sobą być w coraz większym napięciu, bo zaczną się obwiniać o zaniedbanie dzieci albo jedno z małżonków zacznie atakować drugiego". Na czy polega owo zaniedbanie? Podaje dwie skrajne przyczyny: brak wymagań i brak miłości. Zaznacza, że rozpieszczone dzieci "nie mają szans nauczyć się miłości i panowania nad sobą". Nieraz podczas konfrontacji z codziennym życiem, będą uciekać w alkohol, samotność, anoreksję albo agresję wobec innych. Druga sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy rodzice stawiają wymagania dzieciom, ale nie okazują im miłości. Zwraca uwagę na to, że takie dzieci nie mają siły żyć. Na koniec mówi: "Kiedy nie ma kryzysu? Wtedy, kiedy kochamy i wymagamy jednocześnie, co jest najtrudniejsze". Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Kryzys w małżeństwie. gn 2022-01-14 20:26. Czy ten artykuł był ciekawy? Podziel się nim! Adam Siewierski zdecydował się na udział w „Sanatorium miłości” w poszukiwaniu

Udane związki wymagają pracy i ogromnego zaangażowania obu stron. Jeśli partner wycofuje się z relacji, którą tworzył, staje się obojętny i bierny, wówczas nawet uczucie i zaangażowanie drugiej strony nie naprawi kryzysowej sytuacji. Długotrwałe, zdrowe relacje bazują na uczuciu i aktywności emocjonalnej obu w małżeństwie nie zawsze oznacza coś złego. Warto uznać go za wyzwanie i etap przejściowy do czegoś lepszego. Załamania w związku są konieczne, by mógł on ewoluować, dzięki nim staje się trwalszy, głębszy i bardziej satysfakcjonujący. Kiedy najczęściej pojawiaj się kryzys?Trudności w związku pojawiają się zazwyczaj w chwili, gdy partnerzy znajdują się w nowej sytuacji. Dzieje się tak, gdy zaczynają wspólnie mieszkać lub gdy rodzina się powiększa – pojawiają się dzieci, nowe obowiązki. Co ciekawe małżeństwa często przeżywają kryzysy, gdy dzieci idą do szkoły, potem na studia i wreszcie wyprowadzają się z domu. Kiedy znowu po wielu latach partnerzy mają dom tylko dla siebie, mają niepowtarzalną okazję do odnowienia relacji, poznania się na nowo, odnalezienia swoich pasji oraz do poprawy swojego życia pokonać kryzys w małżeństwie?Umiejętność pokonywania trudności małżeńskich jest niezwykle cenna. Należy pracować nad rozwiązywaniem konfliktów już w pierwszych dniach budowania relacji. Wchodząc w dany związek akceptujemy partnera oraz szanujemy wartości, które wyznaje. Nie powinniśmy zmieniać kogoś i dopasowywać do idealnego wzorca, który istnieje wyłącznie w naszej wyobraźni. Ważne jest także, aby partnerzy mogli zaangażować się w związek i we wspólne życie w takim samym stopniu. Jeśli kobieta bierze na siebie większą odpowiedzialność za relację i funkcjonowanie domu, nie pozostawia miejsca mężczyźnie do wykazania się – partner może czuć się niedoceniany i często przybiera wygodną rolę mężczyzny pracującego, który po pracy wypoczywa. Kobieta z kolei czuje się wówczas rozgoryczona, opuszczona i przeciążona obowiązkami i odpowiedzialnością za jakość relacji z partnerem. Pierwszym krokiem do uleczenia związku jest świadomość jego „choroby”. Kiedy małżonkowie rozmawiają o swoich problemach, mówią o oczekiwaniach, o tym, co im przeszkadza w zachowaniu drugiej osoby, ale bez piętnowania i osądzania, wówczas strony mają duże szanse na osiągnięcie porozumienia. Jeśli jednak małżeństwo ma trudności z komunikacją warto udać się do terapeuty, który pomoże znaleźć realny problem kryzysu i wspólnie z partnerami rozwiązać oczyszcza atmosferę, nie warto jej unikać. Starcia w małżeństwie muszą mieć miejsce, jednakże powinny one odbywać się na odpowiednim poziomie, bez wyzwisk i poniżania adwersarza. Należ uczyć się sztuki kompromisu i czasami wyciągnąć rękę na jeszcze według Was jest ważne w tej kwestii? Jakich błędów się wystrzegać, a jakich zasad trzymać?

Jedyne, czego kochankom brakuje w łóżku, to inspiracja, która sprawia, że intymność jest jeszcze bardziej żywa i harmonijna. Powodem tego jest ten sam brak wyobraźni, chociaż ich technika seksualna jest doskonalona o prawie 100%. Małżeńskie kryzysy są nieuniknioną konsekwencją decyzji o byciu razem. Nie oznaczają jednak klęski związku, nie przekreślają jego sensu. Są częścią historii małżeństwa, tak jak jego sukcesy i radości. Jeśli umiemy je zaakceptować i konstruktywnie przeżyć, stają się swoistą szczepionką na dalsze życie. Pierwszy kryzys każdego małżeństwa zaczyna się w dniu ślubu. Słowo „kryzys” w tym wypadku nie oznacza zmiany na gorsze, ale zmianę w ogóle, polegającą na przejściu z odświętności narzeczeństwa w stan zwyczajnej stabilności i codzienności. W miejsce często maksymalnie wyreżyserowanych spotkań, z pełną charakteryzacją (garnitury, krawaty, eleganckie kreacje, biżuteria itp.) oraz „maską” (uśmiech, kultura, umiar, czar…) pojawiają się przysłowiowe kapcie i papiloty, impulsywne odruchy, nawyki. Zamiast rozmów o uczuciach i marzeniach zaczynają się — powodowane życiową koniecznością — uwagi na temat zakupów, posiłków, porządków… Choć wydaje się to banalne, kryzysy wynikające ze zmian w dotychczasowym układzie bywają bolesne, a nierzadko przeradzają się w głębsze i groźniejsze rozdźwięki. Ważniejsze zmiany zachodzące w małżeństwie to narodziny dzieci, uzyskanie pierwszego własnego mieszkania, przeprowadzki, nowa praca lub jej strata przez któreś z małżonków, kolejne stopnie edukacji dzieci, zawieranie przez nie związków małżeńskich, narodziny wnuków, itd. Do tego dochodzą wydarzenia nieprzewidziane — bolesne, jak choroby, śmierć kogoś w rodzinie lub katastrofy oraz radosne — wielka wygrana na loterii, szybka kariera… Dlaczego wrzucam to wszystko do jednego worka? Bo wszystkie te sytuacje zawierają element zmiany, która rodzi lęk. Stare jest oswojone. Nowe — to niewiadoma. Ten, kto ma silną konstrukcję psychiczną i mocne poczucie bezpieczeństwa jest skłonny podejść do nowej sytuacji jak do przygody, raczej z zaciekawieniem niż niepokojem. Osoby słabsze, niestabilne przestraszą się na zapas, przewidując to, co najgorsze. Gdy spotkają się dwie osoby słabe — o konflikt nietrudno. Psychologia poucza, że skutkiem lęku jest agresja, wynikająca z poczucia destabilizacji i bezradności. W myśl starego porzekadła, które mówi, że najlepszą obroną jest atak, rzeczywiście w sytuacji zagrożenia odruchowo sięgamy po najcięższą broń po to, by obronić się przed realnym czy wyimaginowanym niebezpieczeństwem i przetrwać. Trafiamy w partnera tym celniej i ranimy tym boleśniej, im dłużej trwa związek. Znamy się przecież doskonale. Przez dni, miesiące i lata wspólnego życia nieraz mieliśmy okazję dostrzec słabe strony partnera i odsłonić swoje. Uderzamy często bez złej intencji, nadal kochamy przecież żonę czy męża, jednak silna frustracja połączona z brakiem umiejętności adekwatnego jej przeżycia często tak właśnie owocują. Każda zmiana powinna wzmacniać czujność na wzajemne relacje po to, by kryzys zewnętrzny nie stał się przyczyną wewnętrznych kłopotów małżeństwa. Obok kryzysów wynikających z wyżej wspomnianych zmian mogą pojawić się w małżeństwie i inne. Postaram się pokrótce je scharakteryzować. Rutyna i wzajemne znudzenie się sobą On był kiedyś atrakcyjny, czarujący, pełen pomysłów, zaskakujący, przystojny…, ona — urocza, piękna, sympatyczna, radosna, czuła i wyrozumiała… A dziś: on — ciągle zmęczony, po pracy zainteresowany tylko gazetą i telewizorem. Ubrany w rozwleczony dres, w coraz większym rozmiarze. Ona — pełna pretensji, zaniedbana, skrzywiona, skupiona na dzieciach lub domowych porządkach. Każdy dzień, każdy tydzień wygląda tak samo. W wazonie nie ma już świeżych kwiatów. Nie pamiętają, kiedy byli razem na koncercie, w kinie, na randce we dwoje. Pojawia się nuda, zniechęcenie, szarość… Coraz trudniej wraca się do takiego domu. Gdy na drodze pojawi się przystojny, czarujący, uśmiechnięty inny on lub piękna, pełna wdzięku inna ona, bliskie jest niebezpieczeństwo zdrady, ucieczki z domu w bardziej atrakcyjny świat. Jak bronić się przed rutyną? Jak dbać o świeżość związku? Tak samo jak o każdą inną wartościową rzecz czy sprawę, czyli poprzez ciągłą i systematyczną pielęgnację. Dzień ślubu i przysięga dozgonnej miłości nie oznaczają końca obowiązku wzajemnego zabiegania o siebie. To staranie musi się teraz uwidocznić w każdym kolejnym dniu. Jego wyrazem jest, między innymi, dbanie o swoją atrakcyjność — fizyczną, intelektualną, towarzyską… Ładne ubranie warto zakładać nie tylko do pracy i na spotkanie towarzyskie, ale i w domu, dla męża czy żony. Pewna odświętność — gestów, słów, zwyczajów powinna towarzyszyć stale małżeńskim relacjom. Nie po to, żeby coś udawać, ale dlatego, by podkreślić ważność tego związku. Innym sposobem przezwyciężania monotonii jest umiejętność zaciekawiania sobą i dziwienia się partnerem. Do zwykłego rytmu dnia można wprowadzać nowe elementy, inspirujące niespodzianki. One właśnie ożywiają i mobilizują często do wzajemnych starań. To może być inna potrawa, nowa fryzura, odmienny sposób spędzenia niedzieli czy urlopu, kupno płyty z muzyką, której dotąd nie słuchaliśmy… Warunkiem powodzenia takich inicjatyw jest życzliwy odbiór drugiej strony, radość, a nie kurczowe trzymanie się tego, co było. Jak wszędzie i tu potrzebny jest umiar, żeby zmiany i niespodzianki nie stały się celem samym w sobie i nie zburzyły koniecznej w każdym związku stabilizacji. Przed rutyną mogą — paradoksalnie — obronić małżeństwo także rytuały, które odróżniają ten związek od innych. Na ogół tworzą się one przez lata, powodują, że nasz dom staje się domem szczególnym, ze specyficzną, niepowtarzalną atmosferą, za którą tęsknimy, kiedy jesteśmy daleko. Należą do nich: własny sposób przeżywania rodzinnych uroczystości; dekoracje mieszkania zaprojektowane przez członków rodziny, a nie kupowane w sklepie; okazjonalne wyjazdy w konkretne, własne miejsce w plenerze; rytuały pożegnalne i powitalne wykraczające poza banalne cmoknięcie w policzek; obrzędy pojednania, kiedy zdarzy się nieporozumienie czy kłótnia, itp. To wszystko powoduje, że z upływem lat rzeczywistość małżeńska nie szarzeje, tylko wzbogaca się ciągle o nowe barwy i odcienie. Kryzys zdrady Bardzo często zdrada jest skutkiem tego, co zewnętrzne (patrz wyżej opisana rutyna i nuda z poczuciem nijakości lub klęski w dotychczasowym związku), a nie przyczyną rozdźwięku między małżonkami. Jest to konsekwencja tego, co dzieje się wewnątrz każdego z partnerów, jego systemu i hierarchii wartości, postawy odpowiedzialności za związek, itd. Sytuacja pokusy — nieunikniona przecież — jest sprawdzianem dla naszej odpowiedzialności, lojalności, wierności temu, co przysięgaliśmy przed ołtarzem. To oczywiste, że łatwiej i efektywniej jest kupić nowy samochód niż żmudnie naprawiać stary i zużyty. Niektórzy taką filozofię stosują także do małżeństwa. „Nie udało się”. „To była pomyłka”. „Nie kocham cię już”. „Mam prawo do samorealizacji i spełnienia”. To częste pożegnalne słowa zdradzających. Pojawiają się tu ważne pytania o miłość i sposób jej rozumienia. Czy jest emocją, afektem, który mija i rzeczywiście nic na to nie można poradzić? Czy raczej jest to postawa troski o drugiego człowieka, obdarzania sobą w całym bogactwie, trwania w tym, co łatwe i co trudne; przyjaźń, solidarność… Zdrada może być epizodyczna lub trwała, ukryta bądź jawna, traktowana przez zdradzającego jako urozmaicający dodatek do małżeństwa lub jego potencjalny zamiennik. Czy stanie się ona początkiem końca małżeństwa w dużej mierze zależy od zdradzanego. Od tego, co okaże się ważniejsze — zraniona miłość własna, ból, upokorzenie, cierpienie czy raczej troska o trwałość domu i tej relacji, która kiedyś świadomie została wybrana i przypieczętowana — na dobre i złe. Bardzo ważne jest przebaczenie — zdolność do niego to cecha dojrzałego człowieka. Jednak jego niezbędnym warunkiem jest prośba o nie wyrażona przez tego, kto skrzywdził. Ujawnienie zdrady to — dla obojga — sygnał do analizy przebiegu małżeństwa. Być może należy ponownie przemyśleć istotę wspólnego życia, zastanowić się nad tym, w którym momencie zaczęły rozchodzić się nasze drogi i co miało na to wpływ. Warto uderzyć się w swoje, a nie współmałżonka piersi i zadać sobie pytanie, na ile ja ranię małżonka, nie rozumiem jego potrzeb, nie akceptuję dążeń i wyborów. Może mam w sobie coś z despoty, który zawsze musi postawić na swoim i chce rządzić w każdej sprawie. Może ciągle nie dowierzam partnerowi, ufam tylko swoim decyzjom, a jemu pozostawiam rolę wykonawcy. Może jestem zrzędą, nieustannie dającą wyraz swojemu niezadowoleniu, w dodatku przekonaną, że służy to wyłącznie dobru współmałżonka, którego przecież trzeba sobie wychować. A może jestem typem szalonego artysty, który świetnie sprawdza się w sytuacjach zabawy i rozrywki, bo ma wciąż nowe pomysły, a te właśnie cechy szalenie utrudniają codzienne współistnienie. Na takiej osobie trudno się bowiem oprzeć, gdyż tak prozaiczne czynności, jak robienie zakupów czy odbieranie dziecka z przedszkola, uważa ona niemal za obrazę dla swojej wybitnej osobowości. Zapomina o ważnych dla rodziny terminach i sprawach, tłumacząc z wrodzonym sobie wdziękiem, że to przecież nic takiego. Może nie staram się kontrolować swoich emocji, nie panuję nad językiem i w ten sposób boleśnie, choć nieświadomie, dotykam swojego współmałżonka. Wzajemna komunikacja Jedną z najczęstszych przyczyn małżeńskich kryzysów jest brak nawyku lub umiejętności rozmawiania o tym, co naprawdę ważne. Przemilczamy pierwsze nieporozumienia, bo wydaje nam się, że przejdzie, samo się wyjaśni… A te nie nazwane pretensje i żale rosną, i zaczynają żyć własnym życiem. Kiedy przeleje się kielich goryczy, nie ma to nic wspólnego z rzeczową rozmową, bo siła wybuchu jest zbyt intensywna. Zamiast wyjaśnień są oskarżenia, zamiast konkretów — ogólniki (bo ty zawsze, nigdy, bo twoja matka…), zamiast aktualności — wyciąganie historii sprzed lat (a pamiętasz, już wtedy…). Przeciwieństwem tej wersji są tzw. ciche dni uprawiane przez wiele par, tłumaczących, że jest to wybór mniejszego zła. Czym naprawdę są owe dni? To nic innego, jak absolutne zerwanie komunikacji, czyli przekreślenie szansy na porozumienie i wyjaśnienie czegokolwiek. Na izolację można sobie pozwolić wobec sąsiada, ale nie wolno jej stosować wobec kogoś najbliższego, bo jest to zgoda na umieranie tego, co żywe we wzajemnej relacji. Ciche dni to polityka strusia, który chowa głowę w piasek. Problem został przemilczany i czeka nie załatwiony na kolejną okazję, by się ujawnić. Małżeństwo jest przestrzenią dla odważnych, którzy nie boją się wzajemnej konfrontacji, bo wiedzą, że od świętego spokoju lepsze jest życie z całą jego różnorodnością. Nawyk dobrej rozmowy, nie tylko w sytuacji nieporozumienia, to podstawa trwania każdego związku, który nie ma być tylko „unią socjalno–ekonomiczną”. Nieprawdą jest, że nie ma na to czasu — skoro jest czas na telewizor, na piwo, na doprowadzanie do nieskazitelnej czystości kolejnych zakątków mieszkania czy garażu… Trzeba sobie postawić pytanie o naszą hierarchię wartości. Czy lśniąca podłoga, pełna lodówka, sprawny samochód, itp. są ważniejsze od wzajemnego zrozumienia, bliskości, zaufania? Dobrych rozmów można się uczyć. Są lektury, treningi komunikacji, itd. Ale najważniejszy jest codzienny, choćby nieporadny, własny trening: chwila dla siebie, nie w biegu, lecz przy kuchennym stole lub na wygodnej kanapie, albo na spacerze z psem. Rozmowa to intymność, czyli powierzanie sobie nawzajem tego kawałka siebie, który jest najgłębszy, najbardziej prywatny — po to, by „moje” zmieniło się w „nasze”. Błędem jest zakładanie, że on czy ona domyśli się, o co chodzi, i oskarżanie partnera, jeśli tak się nie stanie. Każde z nas jest inne, a nasze potrzeby i nastroje zmieniają się nawet kilka razy w ciągu dnia. Po co utrudniać życie swoje i partnera poprzez niedomówienia i zagadki, kiedy możemy je ułatwić, a zaoszczędzoną w ten sposób energię spożytkować w bardziej sensowny sposób. W małżeństwie często zachowujemy się tak, jakby nasz partner był uczestnikiem loterii fantowej, w której wygraną jest nasze zadowolenie i uśmiech, jeśli akurat trafił i przypadkiem odgadł nasze myśli. Istotą małżeństwa jest nieustający dialog, czyli wymiana informacji, pytań, wyrażanie oczekiwań, określanie emocji, dzielenie się przeżyciami. Im więcej informacji o sobie podaruję małżonkowi, tym większa szansa na wzajemne zrozumienie. Ważne, żeby te komunikaty nie były oskarżeniami. Lepiej powiedzieć: „jestem głodny”, niż: „podaj mi wreszcie obiad!”. Istotnym elementem dialogu jest umiejętność słuchania. Nadawanie nie może dominować nad odbiorem, gdyż wtedy będzie to raczej monolog. Podstawą słuchania jest pełne zrozumienia i akceptacji milczenie, kiedy mówi druga osoba; nawet wtedy, gdy są to rzeczy trudne czy nieprzyjemne. Chociaż wydaje się nam, że wiemy, jakie słowo padnie za chwilę, pozwólmy, żeby partner sam je wypowiedział. Uszanujmy tempo naszego rozmówcy, nie poganiajmy go, nie okazujmy zniecierpliwienia. Poświęćmy mu nasz czas i uwagę. Odłóżmy inne zajęcia. W spotkaniu ważne są też gesty, atmosfera, miejsce. Niektóre małżeństwa rozmawiają zawsze w określonej scenerii, w ulubionym kącie mieszkania, przy dobrej herbacie czy lampce wina. Nawet trudne sprawy łatwiej rozwiązać, kiedy jest wzajemna otwartość i troska. Seks W małżeństwie zdarzają się także kryzysy dotyczące seksu — sfery bardzo ważnej i delikatnej. Wynikają one nie tyle z powodu tzw. niedopasowania, ile raczej z braku znajomości siebie i partnera w tej dziedzinie. Mimo przemian obyczajowych ostatnich lat, zabiegów edukacyjnych dotyczących seksualności człowieka, tematyka ta wciąż owiana jest atmosferą tabu. Mówi się o niej głośniej i częściej, ale nie znaczy to, że mądrzej. W czasopismach i książkach pełno jest różnorodnych porad, które sprowadzają człowieka do istoty składającej się wyłącznie ze sfery popędowej, pomijając psychikę, rozum i wolę. Inne — traktują wciąż seks i erotykę jako coś grzesznego i brudnego. Tak naprawdę erotyczne relacje między małżonkami są miejscem najpełniejszego przekazywania miłości, pod warunkiem, że traktuje się je z należnym szacunkiem i odpowiedzialnością. Zadaniem każdego człowieka jest poznać swoją seksualność, zaakceptować ją, umieć rozpoznawać i nazywać swoje potrzeby w tej dziedzinie. Należy też o tym rozmawiać z partnerem, szukając własnego miłosnego języka, gdyż inaczej będzie to tylko spotkanie ciał, a nie całych kochających się osób. Dialog w tej dziedzinie jest niezbędny do prawdziwego porozumienia, opartego na wzajemnej szczerości i szacunku. Seksualność jest przestrzenią największej intymności, odsłonięcia siebie do końca. Stąd wielka podatność tej sfery na wszelkiego rodzaju urazy i zranienia. Potrafimy wybaczyć sobie zwykłe niepochlebne i czasem niesprawiedliwe oceny. Jednak gdy odnoszą się one do dziedziny erotyki, trwale zapadają w pamięć. Bardzo trudno potem odzyskać pełne zaufanie do partnera, dlatego należy bardzo dbać o to, by w kłótniach nie używać tego rodzaju argumentów, nie odgrywać się na nim poprzez ocenianie jego seksualnej atrakcyjności. Rozwiązując problemy tej natury, należy zawsze pamiętać, że człowiek jest całością, i jego seksualności nie da się oddzielić od całej reszty. Traktowanie stosunków seksualnych jako lekarstwa na rozdźwięki lub karanie partnera za jego przewinienia separacją od łoża jest błędem. Jedność w tej dziedzinie jest wypadkową ogólnego porozumienia, wzajemnego szacunku i ciągłego poznawania siebie. Różnice poglądów Kolejną przyczyną małżeńskiego kryzysu mogą być różnice poglądów dotyczące ważnych spraw i często związany z nimi zawód w stosunku do współmałżonka: „Wydawało mi się, że myślimy jednakowo, a on postąpił tak…”, „Jak ona mogła tak zrobić?”. Pojawiają się: szok, zdziwienie, przerażenie, utrata zaufania… To wszystko nie wydarzy się, jeśli od początku małżeństwa, a właściwie już od momentu zaprzyjaźniania się z sobą, rozmawiamy na każdy temat, obserwujemy się uważnie, uczymy się siebie. Problemy pojawią się, jeśli w początkowym okresie znajomości zamykamy oczy na prawdę: „Nic nie jest ważne; ważne, że się kochamy…”, „Nie szkodzi, że on nie lubi dzieci, nasze na pewno pokocha…”, „Co z tego, że ona głosuje na tę partię, ważne, że jest ze mną…”. Dotyczy to drobiazgów i poważnych spraw. Konieczna jest sztuka kompromisów, czasem poświęceń. Najpierw jednak musi być wiedza o rzeczywistości i jej akceptacja. Małżeństwo moich znajomych rozpadło się. On był po zawodówce, ona skończyła studia. On był ze wsi, ona z miasta. Inne nawyki, inny styl życia, potrzeby. Jego lekturą był „Sportowiec”, ona czytała poezję, współczesną literaturę. Nie to ich prawdopodobnie zgubiło, ale fakt, że przed ślubem nie uznali tych różnic za ważne. Przecież się kochali. Potem okazuje się, że inaczej sobie to wszystko wyobrażali. Ona chciała mieć męża kumpla i partnera. On, pochodzący z patriarchalnej rodziny, widział siebie raczej jako przywódcę stada, który zarabia na dom i spodziewa się wsparcia ze strony podporządkowanej żony, obiadków na czas, zadbanego domowego ogniska. Lub inaczej — ona słaba i bierna. Tęskniła za mężem opiekunem, a on wychowany przez nadopiekuńczą matkę, szukał jej także w żonie… Nie ma jednego słusznego modelu małżeństwa. Ważne, żeby był jasno nazwany i akceptowany przez obie strony. Warto przed ślubem zadać sobie pytanie, czy jestem w stanie zaakceptować mojego partnera z cechami, poglądami, nawykami, wyobrażeniami, itp. takimi, jakie ma teraz, zakładając, że nigdy się one nie zmienią. Jeśli odpowiedź jest negatywna, a szansę na udany związek widzę tylko pod warunkiem zmian, które pod moim wpływem dokonają się we współmałżonku, ryzyko niepowodzenia jest bardzo duże. Jeśli jednak związek już trwa, a my dopiero teraz odkrywamy, jak wiele nas dzieli, pozostaje szukanie kompromisów w oparciu o to, co mamy wspólne. Może pokrywają się nasze ideały i cele, a różnimy się w poglądach na to, jakimi drogami należy do nich dążyć? A może mamy podobne potrzeby, a różni nas sposób ich zaspokajania? Żeby osiągnąć sensowną ugodę, musimy nauczyć się rezygnować ze swoich przyzwyczajeń i przyjmować odmienność partnera jako dar i bogactwo, a nie zagrożenie, pamiętając przy tym, że dary bywają trudne. Możemy również próbować ustalać sensowne granice wzajemnych ustępstw i unikać konfrontacji tam, gdzie kompromis jest niemożliwy. Wtedy pozostaje szacunek dla poglądów małżonka, z jednoczesnym zachowaniem swoich. Warto również pamiętać o tym, że wzajemna odmienność jest wielką wartością każdego małżeństwa. Im bogatszy wewnętrznie, pochłonięty jakąś pasją jest każdy z małżonków, tym bogatszy cały związek. To, co dotąd mieli pojedynczo i prywatnie, teraz staje się własnością ich obojga i służyć może wzajemnemu rozwojowi. Małżeńskim ideałem wcale nie musi być równość pod każdym względem. I ona, i on mają swoje talenty, zainteresowania, doświadczenia, umiejętności. Mogą się tym zarażać, obdarzać, zaciekawiać i cieszyć. Razem mają o wiele więcej, niż mieli osobno. Czyż to nie jest powód do radości? Ingerencja osób trzecich W najbardziej typowej wersji będą to oczywiście teściowie, ale mogą być także aktywne przyjaciółki lub życzliwi kumple. Ważnym warunkiem powodzenia małżeństwa jest jego autonomia (co nie oznacza izolacji od rodziny czy społeczeństwa). Autonomia fizyczna (oddzielne mieszkanie, finanse), ale także psychiczna (samodzielne decyzje, realizacja własnych pomysłów). Kiedy kobieta staje się żoną, a mężczyzna mężem, nie przestają być córką czy synem. Są to jednak już inne układy, inne relacje. Małżeństwo jest, a przynajmniej powinno być, definitywnym opuszczeniem jednego domu po to, by zbudować swój, nowy. Nie da się mieszkać i prawdziwie żyć w dwóch naraz. Trzeba się jasno określić i nie trzymać kurczowo tego, co było. Cenne jest korzystanie z własnych korzeni, sięganie do doświadczeń i mądrości rodziców, pod warunkiem, że będą to sugestie, nie rozkazy; propozycje, a nie próba szantażu („jeśli się wyprowadzicie, to ja tego nie przeżyję”), jasne oferty, a nie manipulacja. Najważniejszym układem w małżeństwie jest relacja mąż — żona. To się wydaje oczywiste, jednak często w praktyce okazuje się, że w rodzinach ważniejsze stają się nieprawidłowe sojusze i koalicje. Na przykład: żona lub mąż tworzą układ ze swoją matką lub ojcem albo z czasem żona buduje ścisłą więź z córką, a mąż z synem, kosztem relacji małżeńskiej. Jeśli duet żona — mąż jest stabilny, mocny, to wszystkie inne przeciwności mogą co najwyżej zachwiać małżeństwem, ale nie są w stanie go przewrócić. To żona i mąż wspólnie budują dom, to oni są jego opoką, na której opiera się cała reszta. W każdym dobrym małżeństwie jest miejsce i czas na pielęgnowanie tej najważniejszej relacji — przez bycie tylko we dwoje, po to, by potem móc być także dla innych i z innymi, w tym z własnymi dziećmi i rodzicami. Nie ma to nic wspólnego z egoizmem czy niewrażliwością wobec innych. Jest to konieczność, ciągłe wzmacnianie fundamentów związku. Nieobecność Jeszcze jedna ważna przyczyna kryzysu małżeńskiego to nieobecność — fizyczna lub psychiczna — któregoś z małżonków. Czasem, jak na przykład w rodzinach marynarskich, jest to stały element małżeństwa, wynikający z obiektywnej sytuacji. Kiedy indziej stanowi ona raczej skutek braku właściwych wyborów dotyczących wspólnego życia. Na pewno zawsze warto zastanowić się, czy rzeczywiście jest ona koniecznością. Jeśli tak, niezbędna staje się umiejętność podtrzymywania wzajemnej więzi. Ważna jest intensywność i głębia kontaktów między małżonkami. Jeśli widujemy się rzadko, tym bardziej trzeba dbać o to, żeby spotkania nie były powierzchowne, byle jakie, by stały się one zastrzykiem miłości na następne, spędzane osobno dni czy tygodnie. Można również pielęgnować na odległość wzajemną więź — poprzez listy czy rozmowy telefoniczne, choćby krótkie, ale regularne, zawierające obok informacji o zwykłych sprawach, także słowa wyrażające uczucia, tęsknotę, itp. Nałogi i przemoc Na koniec wspomnę o nałogach i przemocy, które w sposób dramatyczny mogą zachwiać małżeństwem, a nawet podważyć sens jego kontynuowania. W obu tych przypadkach, niezależnie od źródeł problemu, zaburzeniu ulega to, co bardzo istotne w małżeństwie, czyli bliskość, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa. Takie sytuacje wymagają pomocy specjalistów, a zadaniem i obowiązkiem zdrowego małżonka, podejmowanym w imię prawidłowo rozumianej miłości, jest przerwanie milczenia i odważne wołanie o pomoc wszystkich tych, którzy są do tego powołani. Złudne jest przekonanie, że poradzimy sobie sami, że partner się zmieni, że będzie lepiej. Człowiek dotknięty nałogiem lub zaburzeniami osobowości nie jest w pełni odpowiedzialny za to, co robi. Jego wola i rozum nie funkcjonują prawidłowo i najczęściej nie jest w stanie zmienić swojego postępowania. Trzeba przełamać wstyd związany z ujawnianiem dramatu, gdyż to właśnie jest jedynym sposobem, by go zlikwidować. Jest wiele instytucji, które mogą pomóc w rozwiązaniu tego typu problemów. Im wcześniej się do nich zwrócimy, tym większa szansa na realną pomoc. Małżeńskie kryzysy są nieuniknioną konsekwencją decyzji o byciu razem. Nie oznaczają jednak klęski związku, nie przekreślają jego sensu. Są częścią historii małżeństwa, tak jak jego sukcesy i radości. Jeśli umiemy je zaakceptować i konstruktywnie przeżyć, stają się swoistą szczepionką na dalsze życie. Wzmacniają i uczą skutecznie, ponieważ nauka ta wynika z własnych błędów. Wiele małżeństw po nawet bardzo głębokich załamaniach staje na nogi i buduje dalej związek, scementowany w dwójnasób intensywnymi przeżyciami. Kryzys może bardzo zbliżyć małżonków, jeśli wspólnie starają się go przezwyciężyć i pamiętają o tym, że żyć razem nie oznacza żyć łatwo. Jednym z głównych warunków wychodzenia z kryzysów jest umiejętność darowania wzajemnych uraz. Często bardzo się przywiązujemy do naszego cierpienia, bólu, poczucia krzywdy. Staramy się, żeby partner ani na chwilę nie zapomniał o tym, jak wielkim okazał się draniem i jak bardzo przez niego cierpimy. Obnosimy się ze swoim żalem, przejmująco milczymy lub obrzucamy współmałżonka gorzkimi spojrzeniami. Im dłużej to trwa, tym trudniej przerwać. Powoli wchodzimy w stan, który można zatytułować „im gorzej, tym lepiej” i toczymy z partnerem grę. Cokolwiek zrobi w tej sytuacji, i tak będzie źle. Mnożymy nasze wymagania i oczekiwania oraz intensywnie adorujemy nasze nieszczęście. Trudno dokładnie wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Czasem jest to efekt zbyt długiego zbierania różnych żalów, które się w taki właśnie sposób wylewają. Jak przezwyciężyć taką sytuację? Bardzo pomaga poczucie humoru i dostrzeżenie w całej tej sytuacji nie tylko tragedii, ale także farsy. Podstawą jest oczywiście umiejętność śmiania się z siebie. Naprawdę czasem jesteśmy komiczni w swoim zacietrzewieniu, kiedy nawet nie bardzo już pamiętamy, o co nam na początku chodziło. Spróbujmy trochę wyjść poza siebie i spojrzeć z boku. Taki dystans bardzo się przydaje. Można wyobrazić sobie, że oglądamy film, którego fabuła oparta jest na naszym życiu. Łatwiej wtedy dostrzec to, co naprawdę istotne, prościej znaleźć sensowne rozwiązania. Można nagrać małżeńską kłótnię, a potem, kiedy emocje już miną, odtworzyć ją i zanalizować. Inny sposób radzenia sobie z kryzysami to korzystanie z pozytywnych doświadczeń z przeszłości. W chwilach najtrudniejszych i zdawałoby się beznadziejnych, warto przypomnieć sobie wspólne szczęśliwe chwile. Mogą w tym pomóc zdjęcia, pamiątki, listy pisane do siebie. To wszystko pomaga wrócić do źródeł, odkryć na nowo wartość związku, odświeżyć miłość, która nie skończyła się przecież, ale może nieco wyblakła, przygasła. Uruchamianie dobrych wspomnień pomaga stwierdzić, że jest o co i o kogo walczyć. Przestrzegam przed sformułowaniami (nawet w myślach!) typu: „gdzie ja miałam oczy?”, „co ja w niej widziałem?”. Obok nas jest przecież ciągle ten sam człowiek, którego kiedyś pokochaliśmy i postanowiliśmy być z nim przez całe życie. Jego wartość pozostała niezachwiana. Musimy w to wierzyć nieustannie, jeśli nasze małżeństwo naprawdę ma być trwałe i szczęśliwe. Im dłużej jesteśmy razem, tym bogatsza okazuje się prawda o nas, pełniej się ona ujawnia. Oznacza to również odsłanianie się warstw dotąd przykrytych. Wszystkie są wartościowe i cenne, także te, których na razie nie rozumiemy. Nigdy nie jest tak, że człowiek z dobrego nagle staje się zły. Każde z nas jest mieszanką dobra i zła, szlachetności i podłości. Ważne jest, żeby ani w sobie, ani tym bardziej w drugim człowieku nie skupiać się na tej ciemnej stronie. Jeśli dzisiaj wydaje się komuś, że nienawidzi swojego małżonka lub jest wobec niego całkowicie obojętny, niech przypomni sobie, dlaczego kiedyś go pokochał. I niech szuka w nim tych wartości, a one na pewno się ujawnią. W przezwyciężaniu kryzysów pomaga także paradoks. Jeśli nie możemy przestać się kłócić, to zacznijmy spierać się „systemowo”, na przykład tylko w piątki lub tylko między a Albo postanówmy, że przed każdą ostrą wymianą zdań będziemy się elegancko ubierać. A może niech będzie wolno kłócić się tylko na stojąco? Nie kpię. Takie sposoby naprawdę pomagają przełamać swoje złości i na nowo zbliżyć się do siebie. Konflikty można rozwiązywać w sposób twórczy. Do tego przydatna jest technika, nazywana burzą mózgów. Polega ona na tym, że każda strona sporu zgłasza swoje pomysły na załatwienie danej sprawy. Im więcej tych pomysłów i im bardziej one są szalone, tym lepiej. W tej fazie zabroniona jest jakakolwiek ocena i krytyka. Mamy tylko słuchać i zapisywać kolejne propozycje. Następnie weryfikujemy projekty i odrzucamy te, które są rzeczywiście niemożliwe do spełnienia oraz te, których nie może zaakceptować jedna ze stron — nie z powodu złośliwości, ale z przyczyn naprawdę ważnych. Potem pozostaje już tylko wybór rozwiązania najbardziej efektywnego i satysfakcjonującego oraz jego realizacja. Małżeństwa, które często się kłócą i mają problemy z dochodzeniem do porozumienia, zachęcam, aby przestudiowały podręczniki omawiające techniki negocjacji i zastosowanie strategii problemowej, która polega na tym, że nie walczymy z sobą, tylko staramy się wspólnie rozwiązać problem. Czasem przydatna jest mediacja, to znaczy włączenie w spór osoby trzeciej, obiektywnej, która pomoże nam zobaczyć problem we właściwej perspektywie. Taka pomoc jest niezbędna wtedy, gdy emocje rozhulały się za bardzo i sami nie jesteśmy w stanie zdobyć się na dystans. Nie oznacza wtrącania się w nasze życie ani udzielania dobrych rad. Zadaniem mediatora jest tylko pośredniczenie między zwaśnionymi i zapobieganie burzliwej konfrontacji. Jego osoba musi być zaakceptowana przez obie strony konfliktu. Ważne dla jedności związku jest zachowywanie jego intymności i granic, stąd istotne wydaje się, aby po mediatorów sięgać w sprawach naprawdę istotnych i by nie „sprzedawać” tego, co dzieje się w małżeństwie wszystkim i zawsze. Można boleśnie zdradzić małżonka nie tylko na płaszczyźnie erotycznej, ale także poprzez ujawnienie jego tajemnic czy powierzanie komuś trzeciemu tego, co było i powinno być własnością dwojga. Publiczne narzekanie na małżonka czy piętnowanie jego wad nie służy niczemu dobremu, nawet gdy publicznością jest tylko zaufana przyjaciółka. Jeśli już czasem naprawdę trudno się powstrzymać przed narzekaniem, to warto przyjąć zasadę, że po litanii wad, wymieniamy przynajmniej taką samą ilość zalet partnera. W konfliktach często uruchamiają się emocje o dużym negatywnym ładunku, takie jak złość, gniew, nawet nienawiść. Dlatego ważne jest, aby nauczyć się nimi odpowiednio gospodarować, tak by nie stały się bronią do rażenia przeciwnika. Warto znaleźć swój własny, bezpieczny sposób ich realizacji. Może to być aktywność fizyczna, ruch, praca, twórczość, krzyk (ale nie na małżonka ani nikogo innego), śpiew — czyli coś w co skierujemy nadmiar nagromadzonej energii. Dla innych korzystniejszy może być sen, relaks przy dobrej muzyce lub zrobienie sobie jakiejś drobnej przyjemności. To oczywiście nie załatwia problemu, ale pozwala ochłonąć i wrócić do równowagi. Kryzysy są oznaką życia i rozwoju związku, bliskości, jaka łączy partnerów. Niektórzy twierdzą, że po małżeńskiej burzy coś się jakby odświeżyło, odmłodniało, nabrało nowego blasku. Dobry przełom, to taki, który został przeżyty w konstruktywny sposób i stał się kolejną warstwą fundamentu małżeństwa, jego umocnieniem, elementem jego odrębności i niepowtarzalności. Historia każdego małżeństwa to powtarzające się okresy stabilizacji i niepokoju, równowagi i burz, radości i smutków. Ważne, żeby o tej zmienności pamiętać i przy kolejnym kryzysie trwać z nadzieją, że to tylko kolejny etap, po którym znowu zaświeci słońce. Małgorzata Mazur (ur. 1959 r. – zm. 02 listopada 2020 r.) – pedagog, absolwentka teologii na UKSW w Warszawie, trenerka „Szkoły dla rodziców i wychowawców”, przełożona prowincjalna Fraterni Świeckich Zakonu Kaznodziejskiego. Mieszkała w Sz... 7mIOUQ. 247 385 83 250 401 92 405 494 198

kryzys w małżeństwie brak miłości